sobota, 26 lipca 2014

BURGERY Z MIASTA ANIOŁÓW... BOBBY BURGER

Bobby Burger, 
ul. Pawia 34, Kraków


Hejka, 

piszę do was, leżąc jedną nogą w grobie. Malaryczna pogoda doprowadziła mnie na skraj obłędu. Moja hipochondria sama dzwoni po lekarza, mój brzuszek się zaokrągla w chorobie hamburgerowej, a wnętrzności płoną rozpalone podwójno-pojedynczym [sic!] burgerem. Chyba muszę ochłonąć na balkoniku. No już. Rozchodzi się o to, że jestem samozwańczym meteopatą i zaraz po pracy zjadłem solidnego burgera i frytki. Teraz mój organizm czuje płomienne rozkosze, a mózg sądzi, że w połączeniu z brakiem tlenu w Krakowie przy takiej pogodzie, mój drobny organizm musi znajdować się gdzieś w okolicach Borneo. Bardzo cierpię. 

No nieważne. Skupmy się na konkretach. Byłem z moją Frelkom na burgerach w Bobby Burgerze na ul.Pawiej, bo w galerii można parkować za darmo przez godzinę i dlatego, że jakieś trzy osoby polecały. No i dlatego, że w ramach urozmaicenia, nie jedliśmy obiadu w pracy i czekaliśmy z pustymi brzuszkami na wielkie beng.






Taka sytuacja: Bobby Burger to franczyza obecna głównie w kilku miejscach w Warszawie, oraz od niedawna w KRK, w nim zaś Bobby jest na Św. Tomasza i na Pawiej. Podobno w miarę nowo otwarte, przynajmniej na Pawiej. Mieści się pomiędzy Ogrodową, a Politechniką. Szczerze mówiąc, byłem tak głodny, że nie zwróciłem uwagi na to, gdzie Bobby dokładnie jest, bo już nawet ludzie przechodzący obok, mieli kształt trójkącika hawajskiej albo nóżki z kurczaka. W tym momencie jestem zbyt leniwy żeby sprawdzić, ale mój mały kompas wewnętrzny i zmysł harcerza podpowiadają mi, że hamburgerownia ta znajduje się w tych budynkach "miasta aniołów", takich, że na bogato. Bobby, jak większość młodych i modnych miejsc, ma taka beczkę z fritz koli czy czegoś tam, przed wejściem. Logo stonowane i przyjemne, na  dizajnerską modłę. No takie wiadomo, do zapicia mają te niemieckie napoje, szaty graficznej nie ma się co wstydzić itd. No jednym słowem młodzieżowo. 



Wnętrze z odrobiną ciepłego drewna stanowiącego przeciwwagę dla nowoczesności całego kwartału jest dosyć przyjemne, nie pretensjonalne, ale też trochę walące sieciówką. W sumie Bobby jest franczyzą, więc hola hola! Może lepiej przekażę myśl w ten sposób - np. taki Beef Burger, czy chociażby któryś z Food Trucków, zajeżdża biznesem rodzinnym, a Bobby odrobinkę skręca w stronę lokalu, że wszędzie podobnie, bo odgórnie ma być. Nie twierdzę, że to źle, ale wydaje mi się to istotne, bo trochę brakuje w lokalu ciepła rodzinnego biznesu. To zupełnie subiektywne, nie zważajcie aż tak bardzo na ten akapit.

Do konkretów. Menu. Podzielone wagowo. Po lewej stronie burgery mniejsze, po drugiej większe. Wymyślili to sobie tak, że te po lewej to jeden kotlet o gramaturze 120g a te po prawej to dokładnie to samo, tylko że podwójnie. Po lewej stronie jest classic, cziz, cziz plus bekony, jakieś wegeniewiadomoco i cziken. Po prawej to samo, tylko że dwa podwójnie. Do tego w zestawie fryty, albo i bez. Albo cebulowe krążki osobno. Do picia niemieckie oranżady, lemoniada i piwa, takie bardziej z tych regionalnych. Chyba jeszcze można sałatkę zjeść. No spoko. Aha, ładnie pachniało wołowiną.

Patrząc się na menu, nie mieliśmy wątpliwości z konkubiną, że kanapki z 120g wołowiny nie weźmiemy bo i po co. Za 24 zł kupiliśmy cziza z bekonem i frytkami. Tzn. każde z nas. A Olga miała jeszcze lemoniadę. Tłoku nie było, przyszło szybko, podane jak widzicie. 

Może zacznę od drugiej strony, bo to, że majonez i keczup do frytek były w saszetkach, nie pozwoliło mi normalnie zasiąść do hambuksa. Bawiłem się tymi śmiesznymi plastykowymi keczupikami, kręciłem, gniotłem, aż w końcu otworzyłem i wysmarowałem papierek z frytami. Ziemniaki były spoko, nawet chrupały co poniektóre. Robione na modłę "domowe, grubo krojone" z przyprawami z wierzchu. Oczywiście nie tak fajne jak belgijskie na św. Wawrzyńca, ale jak najbardziej poprawne i smaczne. 

Ok, teraz kanapka. Trochę z tym zwlekałem, bo temat jest kontrowersyjny. Może tak, kanapka jest raczej wertykalna, niż horyzontalna. O ile ostatnio w Square Burgerze dostaliśmy ogromne kanapiszcze, o tyle Bobby poszedł w wysokość. Jak wspominałem, kupiliśmy hamburgery podwójne, bo te pojedyncze to chyba dla kota są. Czekajcie sprawdzę, ile mają te saszetki. Miałem racje, takie z Royala dla kotów z cukrzycą mają po 100g, czyli byłem blisko. No ale żarty żartami, 120g to raczej malutki kotlet. Kanapka zaczyna wyglądać jak w fastfoodzie, a nie burgerowni.

Te nasze na szczęście miały podwójne mięso. Wyglądały solidnie. Dodam, że poza podwójnym mięsem miały podwójny ser i bekony, co stanowi podwójny plus. Natomiast gorzej z resztą. Bo w sumie menu, jak już wcześniej wspomniałem, dosyć mierne - burger, burger z serem, burger dla rowerzystów, burger z kurczakiem. No i jakiś burger miesiąca. Ciekawe czy w grudniu będzie ze śniegiem, czy z grypą. Tak krótkie menu byłoby uzasadnione wybitnym mięsem. Wołowina ładnie pachniała, ale same kotlety były zwykłe na granicy cienkich. Pani się nawet nie zapytała jak wysmażyć, bo i jak tu wysmażyć cienkiego burgera. 




Ok, ok, do gryza. No więc mięsno-serowo-boczkowy rdzeń smakował spoko. Był jak monolit cholesterolowy z tańczącymi walca bekonami i serami. Bekony były raczej niewysmażone i bardzo aromatyczne. Szkoda tylko trochę mięsa, bo cienkie. Będę marudził jak zawsze, bo lubię grube i soczyste, wysmażone według życzenia klienta. Pokaz umiejętności kucharza i tęcza smaków zaklętych w tłuszczu i czerwonym mięsie. W Bobby Burgerze mięso było płaskie, trochę jak w ćwierćfunciak u z maka. I tyle. Ratowały je boczki i ser.  

Co do reszty burgera, było minimalistycznie, klasycznie i nijako. Chodzi o to, że o ile brak warzyw mi nie przeszkadza, to już nieumiejętne wykorzystanie sosu uderza w ogólny obraz, no bo na górnej połówce bułeczki były ze trzy kropelki sosu BBQ. W sumie nawet nie było czuć. A sięgnijcie pamięcią drodzy czytelnicy do Beef Burgera. Przecież tam sos jest umiejętnie przygotowanym uzupełnieniem kotleta. W Bobbym sos był naciapciany jakby od niechcenia, a to ważna część kanapki, szczególnie, gdy mięso jest cienkie. Ja nie twierdze, że burger w ostatecznym rozrachunku był zły, ale też nie klaszcze stopami. Kanapka była taka trochę na odwal się. Podano ją ładnie, ale pani za barem jakoś taka mało zainteresowana, tak trochę tam chyba od niechcenia- przy pytaniu o sos, była zdegustowana, że w ogóle pytamy jakie są do wyboru, no bo PRZECIEŻ JEST NAPISANE,  nie padło również pytanie jak smażyć. Może kucharz też miał polecenie odgórne od Bobby'ego jak robić? To tak, żeby domknąć klamrę, bo jednak Bobby trochę zajeżdża franczyzą.

Generalnie kochani powiem tak: w drodze na dworzec lepsze to niż złote łuki. Ale z drugiej strony złote łuki są bardziej prawdziwe w swojej sztuczności, co zyskało uznanie na całym świecie. Ja myślę, że Boby Burger trafi do wielu z np. wyborem kanapek po 10-15PLN z 120g mięsa. Bo tanio i po drodze i dziewczynki mogą jeść, bo kto to widział ćwierć kilo krowy. Ale w sumie to nie ciągnie mnie z powrotem. No chyba, że do saszetek z keczupem!


Jeśli chodzi o ocenę, to solidne 6/10, głównie za saszetki i symfonie serowo-boczkowych smaków.


2 komentarze:

  1. Jak będziesz we Wrocławiu polecam zajrzeć do http://www.roadamerican.pl/ - świetne burgery :) Nie najtańsze, ale na prawdę dobre :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki za info! strona wygląda solidnie, burgery może też! POZDRO

      Usuń