poniedziałek, 15 grudnia 2014

RZEŹNIA. ŻEBERKA W OGNIU

No pięknie! Przyszła wypłata, człowiek tak jakby bardziej żyje. Oczywiście jeśli życiem można nazwać egzystowanie z katarem, ale to inna historia. Hipochondria i biomet to moje koniki.

Sprawa wygląda następująco: zgadaliśmy się z Konkubiną i koleżanką Gopą na wypad do Malinowego Anioła, restauracji na obrzeżach znanego wszechświata. Oczywiście nie przyszło nam do głowy, że w popularnej restauracji może nie być miejsca. Rezerwacja się nie powiodła i umówiliśmy się na placu zapiekankowym na tzw. "Żydzie". Zmierzając do celu, przeszedłem tuż obok z zewnątrz czerwonego lokalu i zorientowałem się, że to słynna od kilku tygodni Rzeźnia, co ją w październiku otwierali! Na Facebooku lajki i reklamy, marketing szeptany podpowiada, że miejsce jest młodzieżowe i warte odwiedzenia. Rzuciłem okiem przez szybę na Menu, żeby się nie skompromitować przy płaceniu rachunku i wyszło na to, że restauracja ma niczego sobie ceny. Złapaliśmy Gopę pod Endziorem i poszliśmy na ŻEBERKA.

Rzeźnia wygląda zupełnie nie jak rzeźnia. Przynajmniej taka od Henryka Kani. Na ścianie wiszą obrazki przedstawiające topografie krowy i świni, wielki bar zaznacza kluczowy punkt lokalu, a stoliki przywodzą na myśl zgrabną restauracyjkę podającą jedzenie trochę lepsze. Usadowili nas zaraz obok baru. Menu rozłożone na stołach w formie papiero-info-menu-obrusu zawierało dosyć krótką i konkretną listę dań. Jeśli chodzi o przystawki, do wyboru mieliśmy dwa rodzaje kaszanki (białą i czarną), tatar, wege pierdolety typu sałata cezara dodane dla efektu oraz zupę dnia. Ja wybrałem białą kaszankę, Olga tatar, a Gopa przeszła od razu do konkretu, jakim było danie główne w formie steku z polędwicy. Kolejne dania główne: przede wszystkim żeberka. Do wyboru zwykłe, pikantne i z syropem klonowym. Do tego jeszcze stek rib-eye, mięso z golonki i kiełbasa jagnięca. Prosto i konkretnie. Można wziąć porcje małą i dużą. Do tego osobno ziemniak, frytka, kolesław etc.





Antycypując wasze oburzenie, miałem powody by wziąć małą porcję. Głównie dlatego, że chciałem się jeszcze piwem opić i przystawki poszamać. Ewentualnie dalej piwko pić, bo przecież piątek. Poza tym, państwo za nami dostali małą porcję i wcale nie była taka mała.

Żeberko w syropie klonowym. Takie piękne, długie, pręgowane i aromatyczne. Wyglądało jak fortepian mistrza. Albo jak dekoracja w wybitnie stylowym domu. Kolor glazurki posyropowej na grzbiecie mięsa był ciepły i przywodził na myśl wieczory spędzone przy kominku w telewizji (sam nie mam kominka, ale jestem przekonany, że tak właśnie jest) Jadłem jeszcze przystawki, ale nie mogę się powstrzymać i opiszę danie główne, tak niechronologicznie.

Swoją drogą, słowem wstępu warto dodać, że mają ładną zastawę stołową z własnym logo. Do tego sztućce nie z Ikei, a do dań głównych noże Rambo, jak przystało na lokal podający mięso. Same żeberka podano na talerzu przypominającym kształtem zeppelina czy też hipodrom. Opcja równie fajna co np. drewno w Ed Red. Warto zwrócić uwagę na kontrast wymuszony przez biel talerza. Mięso pięknie prezentowało się na dużym i pustym talerzu. No właśnie, pustym, bo zamawiamy dodatki osobno. Wybrałem opcje ziemniaki zasmażane w wersji "małe" i dostałem pół przypalonego średniej wielkości ziemniaka (SIC!). Olga dostała pysznego kolesława na białej kapuście (do wyboru jeszcze takie na czerwonej). Zupełnie na to nie zwróciłem uwagi uwiedziony powabem żeberka. Dopiero dzień później doszło do mnie, że będąc tylko kilkadziesiąt kilometrów od Podkarpacia podano mi przypaloną połówkę ziemniaka za 5 PLN.

To chyba jedyna wada lokalu, no może poza lekko podejrzanym kelnerem, który nie chciał nam podać karafki wina, bo musiałby otworzyć nową kegę czy coś tam, ale generalnie to za duży kłopot więc nalał łaskawie podwójny kieliszek. Niby nic, ale poczuliśmy się trochę jak intruzi przez chwilkę. Ja do obiadu zamówiłem piwo IPA oraz podwójną Tullamore Dew już do samego steku. Gopa wybrała proseko do polędwicy, bo czemu nie.




Warto nadmienić, że mają niezwykle przyzwoite ceny. Tak przyzwoite, że podejrzewam ich o promocję po otwarciu. Jeśli nie, to 8PLN za piwka i podstawowe whisky oraz ceny dań oscylujące około 30PLN z dodatkiem stanowią poważną propozycję na rynku gastro, oczywiście biorąc pod uwagę jak fajne żeberka podają.

Ok, ok, ja troszkę się zagalopowałem. Przecież byliśmy przy żeberkach! Owy kawałek świni występuje w nazwie lokalu w j.angielskim "ribs" i jest też specjalnością restauracji. Do wyboru mamy trzy rodzaje, z czego wersja w syropie klonowym brzmi zdecydowanie najlepiej. Podają solidny kawał żebra z glazurą i to jest to! Surowy talerz z mięsem pozwala skoncentrować się na smaku pieczonego mięsa. odkroiłem sobie jedno żebro i zacząłem ciamciać w papie. Odchodziło w miarę sprawnie, tzn stawiało opór, ale tak jak gimbus zapytany przez tatę, czy chce wódki na urodzinach cioci. Chyba najpiękniejszym elementem dania jest cudna glazura powstała po skarmelizowaniu syropu klonowego. W całym lokalu unosi się zapach pieczonego mięsa. Pachnie jak w seforze. Albo i lepiej, bo w seforze się nie najesz zapachem i jeszcze ochroniarz będzie się na ciebie patrzył jak na cygana w mennicy. Żeberkiem bawiłem się bez skrępowania. Obgryzałem kość jak stary reks, wąchałem, podziwiałem i w końcu szamałem. Ciekawe, czy żeberka bez syropu klonowego zrobiłyby na mnie takie wrażenie? Muszę wrócić i to zbadać! 

Co do polędwicy, była soczysta i odpowiednio wysmażona. Tak, tak. Zapytali się o poziom wysmażenia, co jest dosyć oczywiste, ale co ciekawe, również udało im się dotrzymać słowa, bo w większości lokali zapominają już o tym, kończąc cały rytuał na kurtuazyjnym "a jak wysmażyć?" Podano z dwoma małymi pomidorkami w przyprawach. Gopa nie brała przystawek bo przed wyjściem zjadła 300g wątróbek w cieście podobno. Usprawiedliwiona.








Jako że emocje już opadły, mogę przejść do przystawek. Tatar Olgi został pięknie podany - jajko, musztarda i cała reszta podana osobno w takich mini naczynkach, oczywiście białych. Wołowina miała charakterny smak, jak przystało na krowę, i rozpływała się w ustach niczym szokobons. Dostaliśmy do tego pyszne pieczywo, które zasługuję na dodatkową uwagę. Było świeże (to nie takie oczywiste) i z grubymi kawałkami soli na górze. Ciekawe skąd taka buła? Ja dostałem białą kaszankę z ogórkiem kiszonym. Była smaczna i tyle. Chyba wole ciemną. Ogólnie rzecz ujmując smaczna, ale nie taka, żebym z nią uciekł na jedną z dzikich plaż i kontemplował jej urok i urodę.

Podsumowując, Rzeźnia oferuje super żeberka w rozsądnej cenie. Serwują jakościowe jedzenie w ciekawym wystroju. Jestem przekonany, że tam wrócę, chociażby po stek rib eye, na który mam straszną ochotę a który kosztuje fortunę w innych restauracjach. Wtedy zamówię dwie połówki ziemniaka po 9 PLN.

Ocena? 7.5/10, z czego ta połówka za super ceny, bo za dwa dobre piwa i podwójną whisky nie zapłaciłem więcej niż za obiad jak w większości innych miejsc.



Rzeźnia - Ribs on Fire
ul. Bożego Ciała 14, Kraków




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz