sobota, 19 kwietnia 2014

ŚWIĄTECZNY FITLESS


Kochani, 


od czasu gdy zostałem sprowokowany przez holenderski przemysł spożywczy, nie mam pieniędzy na różne głupoty u nas w Polsce. Mniej notek ma również związek z tym, że moja wirtualna tożsamość została przypadkowo wyjawiona moim współpracownikom i oczekuję wypowiedzenia, o które zapewne już poprosił dostawca przekąsek w pracy. No ale co robić? Jak widać można, a nawet czasami trzeba, zjeść w niedzielę siedem kotletów, a potem o nich marzyć.




Uniwersalny symbol szczęścia.


W związku z tym postanowiłem tę notkę poświęcić sprawom ogólnospożywczym oraz ogólnie ogólnym. Jak wiemy, rozpoczynamy jeden z bardziej niebezpiecznych tygodni w kalendarzu każdego Polaka. To troszkę jak kuchenny odpowiednik szalenie niebezpiecznego przesmyku na morzu Barentsa albo ewentualnie spływ Dunajcem, gdy na co dzień widuje się Wisłę na wysokości Galerii Kazimierz.

Otóż Moi Drodzy, ja wam pomogę, bo tu, tak jak w przypadku wielu nieporozumień, chodzi o podejście. Z różnych źródeł dochodzą mnie słuchy o zbrodniczej ideologii <<FITNESS>>. Podobno uczą tego po szkołach, a nastolatki już o niczym innym nie myślą. Ja badałem tybetańskie księgi otyłości i wiem, że ten cały fitness nikomu jeszcze nie pomógł i tylko dzieciom w głowach miesza. Jak to dziecko wychowywać na sałacie? A może dziecko chce zjeść stek? A może ma rację? Stop deseksualizacji naszych posiłków! Ma być food porn!
No dość pieniactwa. Zwracam skromnie uwagę, że łatwiej o osiągnięcie stanu eudajmonii, gdy żyje się zgodnie z zasadami filozofii FITLESS (w wolnym tłumaczeniu z greki). Jako samozwańczy pionier nowej drogi, stojąc na forpocztach otyłości, zwrócę Wam uwagę, w jaki sposób możecie zostać oszukani przy stole wielkanocnym.

Otóż ktoś, może nawet bliski, spróbuje wam podać majonez kielecki, który ma kilka procent mniej tłuszczu od produktów konkurencji. I gorszy smak, ale to trochę jak z “wolę rude”. No i jesz te jajka z majonezem i nie widać efektu. Albo ktoś może postradać zmysły i kupić masło light firmy, której nazwa jest dziwnie podobna do rzeczownika określającego samca z takiego kraju Turcja.
Przy tym produkcie warto się zatrzymać i zastanowić, w jaki kozi róg cywilizacji zapędziła nas zbrodnicza ideologia fitness. No na miłość boską, MASŁO LIGHT? Nie dość, że nie ma 82% (inne produkty to nie masła, ale ma-nie-być) to jeszcze jest droższe od zwykłego, bo to light, a jak wiadomo light i eco to po angielsku drogo i nieprawda!
Warto też zwrócić uwagę na to, jak oszukują nas producenci kiełbasek na nasz stół. Słyszeliście może przypadkiem w autobusie “a kupiłam taką chudą kiełbaskę bla bla bla”? No właśnie. A czemu niby ta kiełbasa jest chuda? Może dlatego, że portfel jej producenta jest gruby? Mhm? Czy o tym też was uczono w szkole?

Przypominam drogim czytelnikom, że tłuszcze przenoszą zapachy i tym samym są kwintesencją kuchni. Jej ukoronowaniem. Nie dajmy sobie zabrać smaku! Zwracam uwagę, że czasami ceną za te “chude” w maśle light albo coca coli jest chemia, która jest równie niezdrowa.
Przykładowo swego czasu, gdy jeszcze nie mieszkałem w lesie, czyli dalej niż 10 min. świńskim truchtem do ścisłego centrum, kupowałem sobie boczek na starym kleparzu  od takiej pani, która specjalizowała się w boczkach i Bogu dzięki nie wydawała paragonu. No i kupiłem mniej, bo drogie, ale przynajmniej prawdziwe. Na świeżej bułce z piekarni mojego taty (hihihi żart zawsze dobry) owy boczek odgrywał orgiastyczną operę smaku i szczęścia. W sklepie takiego nie ma. W aptece też. Tłusty, ale o niebo zdrowszy i lepszy. No i jeszcze wsparłem piniądzem panią pracującą w szarej strefie fiskalnej, ale za to w super kolorowej strefie spożywczej. Same plusy!  


Kochani, tego majonezu nie trzeba jeść od razu garściami. No ale może warto się zastanowić nad swoim życiem ogólnospożywczym i wprowadzić do swojego serca trochę zdrowego tłuszczu. Nie dajmy się ogłupieć produktom z fantazyjną i kolorową naklejką LIGHT. Zjedzmy w tę niedzielę śniadanie polskie a nie inne, np. włoskie, jak pewna koleżanka Natalia. Ja tym czasem idę ubijać majonez, bo w te święta biorę sprawy w swoje ręce!



2 komentarze:

  1. Niekoniecznie chciałem żeby filozofia przyszła na Jądro, ale ta jest dobra!

    OdpowiedzUsuń
  2. Racja panie blogerze!

    OdpowiedzUsuń